„Tu jest jak w Krakowie” powiedziała Kornelia kiedy weszliśmy na dziedziniec zamku w Żywcu. Za chwilę te słowa potwierdził przewodnik opowiadając o związkach szesnastowiecznych właścicieli dóbr żywieckich z panującymi na Wawelu. Po dziedzińcu i krużgankach przyszedł czas na poszczególne sale – sztuka sakralna (zapamiętamy poziomkę), życie codzienne mieszczan, sala tortur, zbiory etnograficzne (opowieść o Emilce „uciekającej” przed kolędnikami), pomieszczenia Habsburgów, sala rzemiosła i wystawa przyrodnicza. Zwiedzanie było bardzo różnorodne i intensywne. Dwie godziny minęły wyjątkowo szybko. Później jeszcze spacer po parku, z wysłuchaniem historii Alicji Habsburg przy jej ławeczce, wejście do kontrkatedry i przejście obok charakterystycznej dzwonnicy na Rynek. Tam był czas na posiłek i wspólne zdjęcia. Pomimo niesprzyjającej aury (chociaż parasol Filipa nie był ani raz rozłożony) wyjazd możemy zaliczyć do udanych. Warto dodać, że wiemy też dlaczego z Rynku trzeba iść 30 minut na dworzec PKP w Żywcu Zabłociu- czego osobiście doświadczyliśmy.
... i tak nam minęła sobota, 5 października, w Żywcu. Za miesiąc z Klubem 201 SP2 jedziemy do Guido na poziom 320! Do zobaczenia!